Początkowo nie zanosiło się, aby to zlecenie miało być inne
niż te, które dotychczas wykonywałem. Ustaliliśmy, że na
parterze zostanie ułożona szeroka deska warstwowa w mixie,
natomiast na pierwszym piętrze podłoga sosnowa na legarach
w brązowym, stylowym kolorze. Jednak po dłuższej rozmowie
okazało się, że klientka już ma materiał na podłogę na piętrze,
tylko trzeba go rozebrać i przerobić. I tutaj pojawiło się prawdziwe
wyzwanie. Pani inwestor zaprowadziła mnie przez las
do znajdującego się nieopodal starego domu pradziadków,
z którego chciała pozyskać materiał na podłogę. Podkre-
śliła, że ma on dla niej wartość sentymentalną, i że zawsze
marzyła o rustykalnej podłodze. Na szczęście belki nośne, które
mieliśmy wykorzystać do tego celu, były w całkiem dobrym
stanie.
Kilka dni później przyjechała ekipa do rozbiórki. Ja
również pojawiłem się na miejscu, by sprawdzić, czy aby na
pewno te stare belki będą nadawały się do dalszej obróbki.
Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że są w naprawdę dobrej
kondycji jak na swoje lata. Słoje były zbite i twarde, nie to co
w dzisiejszych czasach. Na twarzy klientki pojawił się nieśmiały
uśmiech i zadowolenie.
Bale pojechały do zaprzyjaźnionego zakładu, gdzie zostały
oczyszczone z gwoździ (a przynajmniej z większości), przetarte
w deski o grubości starej podłogówki czyli 32mm, wysuszone
i obrobione na pióro i wpust. W międzyczasie został ułożony
parter, deska warstwowa jakich wiele na rynku, w kolorze ciemnego
brązu. Nie wzbudzało to jednak szczególnego entuzjazmu
naszej wymagającej gospodyni, widać było, że czekała na efekty
na piętrze. Zaczęliśmy standardowo od legarów, docinanie,
poziomowanie, podkładki pod nierówności, następnie kołki
montażowe, reszta wypełniona pianką montażową. Następnie
przyszedł czas na montaż starej dechy, o której mięliśmy jeszcze
wtedy dobre zdanie i nie wiedzieliśmy ile wysiłku będzie trzeba
w nią włożyć. Po rozmierzeniu całego pomieszczenia i ustawieniu
pierwszej linii, przyszedł czas na skręcanie. Na legary
użyliśmy dodatkowo klej z tuby bona r850t, natomiast we
wpust kręcony wkręt spax 5,5cm. Z racji tego, że materiału było
niewiele i nie mieliśmy naddatku, byliśmy zmuszeni wykorzystać
praktycznie wszystko. Częściowo pokręcone deski, jeśli było to
możliwe, poszły na docinki, inne spękania niestety były nieuniknione
w montażu, a na dziury po gwoździach nawet nie zwracaliśmy
uwagi. Po dość długim czasie nierównej walki, podłoga
została ułożona. Już przed obróbką wyglądała inaczej niż te podłogi, które zazwyczaj układałem. Była bardziej
wyrazista, czuć było w niej potencjał i tkwiącą duszę,
która czeka by ją uwolnić, i to w tym czasie na mojej
twarzy zagościła nutka ciekawości, a zarazem niecierpliwości, co będzie, kiedy przyjdzie mi się z nią zmierzyć po raz kolejny.
Po kilku tygodniach nadszedł dzień, kiedy wróciliśmy do tego zlecenia. Daliśmy podłodze czas na
odpoczynek i wypracowanie się przed szlifem. Z dużym zapałem przystąpiliśmy do pracy. Niestety
po zgrubnym szlifie okazało się, że nie będzie wcale
tak łatwo, potwierdziły się moje obawy odnośnie
starego drewna. Zastaliśmy liczne spękania, podniesione słoje i inne niespodzianki, które przyszykował
nam los. Więc na kolanach, deska po desce, została
sprawdzona cała podłoga (blisko 200m
2). Wszystkie
podniesione słoje lub te, które wydawały się, że
zostaną podniesione przy szlifowaniu tarczówką,
zostały wycięte i zaszpachlowane (najmniejsze
słoje) lub podklejone (duże słoje), zdarzało się, że
nawet kilka razy. Przy ostatnim szlifie jeszcze nie raz
„stara decha” dawała o sobie znać. Przed wyjazdem
klientki na wczasy, dogadaliśmy wszystkie szczegóły odnośnie koloru podłogi. Miał to być ciemny
brąz, jednak nie zbyt ciemny, wielowymiarowy, i nie
tak bezpłciowy, jak to ujęła klienta, jak na parterze.
Wymyśliłem, że zrobię dokładny szlif, ale bez wodowania, żeby uwydatnić twardziela w jasnej oprawie, a miękisz został zrobiony na ciemno. Do tego celu
użyłem dwuskładnikowego oleju Bona Craft Oil 2K,
kolor glina. Olej nakładałem z pada, następnie wypolerowałem oraz wyczyściłem do sucha. Efekt był
zachwycający. Po skończonej pracy i przetarciu potu z czoła, przed moimi oczami ukazała się podłoga, jaką
sam chciałbym mieć w domu, miała w sobie klasę i elegancję, uwodziła mnie na każdym kroku. Tego
dnia byłem pierwszy raz zadowolony i spełniony na
tej budowie, co z reszta zauważyli moi kompani. W tej
nierównej walce, opuściliśmy plac boju z wynikiem
2:0 dla nas. Kolejnego dnia przyjechaliśmy położyć
pierwszą warstwę lakieru Bona Traffic HD, kolejnego
drugą i następnego, po zmatowieniu i dokładnym
sprzątaniu, warstwę finalną. Zostały także zamontowane wysokie 12 cm cokoły z drewna, pomalowane na biało farbą kryjącą. W sobotnie popołudnie
otrzymałem telefon od inwestorów z zapytaniem, czy
mógłbym przyjechać się rozliczyć oraz otworzyć dom,
bo jak się okazało, miałem do niego jedyny klucz. Po
otworzeniu budynku, klienci nie zwracając zupełnie
uwagi na parkiet warstwowy na dole, niemalże
pobiegli po schodach na górę. Po chwili zauważyłem,
że mieli miny dość mocno zdziwione, z nutką złości i pewnego rodzaju niepokoju. Zdezorientowany
nieśmiało zapytałem, czy im się podoba. Pani popatrzyła na mnie przenikliwym spojrzeniem, odwróciła
się i po chwili ze złością dodała, że jest niesamowicie
wściekła bo ma na górze ładniejszą podłogę niż na
parterze, a miało być odwrotnie. Efekt przerósł ich
najśmielsze oczekiwania. Uf, kamień spadł mi z serca.
Była to wymagająca, ale jednocześnie bardzo ciekawa
inwestycja, wyzwanie, któremu udało mi się sprostać i wzbogacić się o nowe doświadczenia.